wtorek, 30 sierpnia 2011

Ohrwurm

Chodziła za mną. Ostatnio gadałam z mamą przy włączonym telewizorze i jakimś kryminalnym filmie (moja mama chyba tylko takie ogląda, ja protestuję i od 12. czerwca nie włączyłam telewizora) i leciała ta piosenka. Zupełnie nie mogłam skojarzyć sobie tytułu lub wykonawcy, ale mam ją.

Włala!
http://www.youtube.com/watch?v=4N3N1MlvVc4

Znacie?

poniedziałek, 29 sierpnia 2011

sport to zdrowie

Jedyną przeze mnie uznawalną formą sportu są: spacery + rower. Ewentualnie jogging, ale raczej rzadko i w przypływach Bóg wie czego. Nie żebym spacerowała jakoś często.. Za to rowerem jeździłam ostatni raz minimum rok temu. Spacery są ok. Wczorajszy też był ok. Długi niesamowicie. Mimo że między osiedlami i domami, to przyjemny- trasa długa i mi nieznana. Wzięłam aparat- uwieczniłam ślimaka. Zrobiłam kilka zdjęć, ale okazało się, że wyszły zamazane..Trochę pokombinowałam i jest wyraźny ślimak :)

 
Pan Ślimak w przybliżeniu

 
Jego trasa
Mućki na łące

:/

Czy mój brat wydorośleje? Czasem mam wrażenie, że to ja jestem tą starszą. Zawsze muszę ustępować. Zawsze to on na mnie krzyczy, wyzywa, nie słucha. Nie da sobie powiedzieć. Ciężko. I za każdym razem, kiedy wydaje mi się, że jest lepiej, że się dogadujemy, znów to samo. 
Czasem jest naprawdę ciężko. Nigdy nie miałam z nim super kontaktu i już pewnie nigdy mieć nie będę. Szkoda.

niedziela, 28 sierpnia 2011

emerytka

Właśnie koleżanka nazwała mnie emerytką, bo napisałam na jej propozycję spaceru odpisałam: tak daleko? ;) Cóż, tak się składa, że ja lubię spacery,a le w lesie, a niekoniecznie między blokami i domami. Chcąc nie chcąc - jadę. Nie da mi żyć. Chce wiedzieć, jak było na panieńskim u M, na którym i ona być by mogła, gdyby nie incydent sprzed wieków. Przyjaźnie bywają krótkie.


Wsiadam do auta i na spacer- spalić alkoholowe miliony kalorii.

sobota, 27 sierpnia 2011

tam gdzie rosną poziomki

smultronsställe to po polsku miejsce które bardzo się lubi, a dosłownie - miejsce, gdzie rosną poziomki. Wczoraj wyrosły w moim domu. Dzisiaj w miseczce z płatkami i mlekiem. Jezuuu, nie pamiętam, kiedy jadłam ostatni raz poziomki. 

Popołudniowo-wieczorną porą wybieram się na panieński. Do Wielkiego Miasta. Strach się bać, co to będzie. Dobrze, że uniknę nocnego wracania pociągiem. Mogłabym nie być w stanie. Się okaże zresztą. Myślę tylko o tym, jak przetransportować sukienkę w taki sposób w torebce/ pociągu, żeby się nie wygniotła i żebym nie musiała jej prasować i/ lub nie wyglądała jak pół dupy za krzakiem. Mama coś wymyśli ;)

piątek, 26 sierpnia 2011

słońce

W tym roku nie byłam ani razu na plaży. Wstyd się przyznać. Oprócz tego kilkugodzinnego plażowania nad Bałtykiem, nie miałam okazji opalać się i leniuchować w słońcu, od kiedy wróciłam do Polski 12.czerwca dokładnie. Usłyszałam, że dzisiaj jest/ był najgorętszy dzień lata. Wzięłam książkę do ręki i postanowiłam na ławeczce za domem poczytać, a przy okazji złapać trochę słońca. Okazji nie będzie już przecież wiele. Mankell wciąga jak szalony. Zaczęłam 'Hundarna i Riga'- planowałam delektować się książką, ale hmm 1/3 już przeczytana.. ;)

środa, 24 sierpnia 2011

bloody good show


Zaczęłam oglądać. Czwarty sezon. Piąty odcinek. Idzie mi szybko i sprawnie. 4 odcinki, które są na serialeonline.com zostały mi do obejrzenia.
I senna się robię. Nie żeby był nudny. Poszłam spać wczoraj po 23 i wstałam dzisiaj o 8.30, czyli snu wystarczająco. A jednak.

wrzos

Dawno nie było mnie w lesie. Ok, byłam w niedzielę ponad 40 min i padłam ofiarą komarów. Wczoraj zaryzykowałam, wybrałam się znów. Wybrałam inną trasę- krótszą. I wypsikałam się jakimiś sprejem na komary i kleszcze. Od stóp do głów.
I wzięłam wrzos do domu. Podobno ususzony zabija miłość. Moją musiał zatem zabić zanim wiedziałam czym miłość może być. Ususzę znów.


Za to na stole w altanie zastałam taki oto widok:

Miłego dnia!

wtorek, 23 sierpnia 2011

to straszne

To straszne. Coraz częściej myślę o tym, że nie chcę tutaj mieszkać. Może nie tyle, że nie chcę, ale że nie chcę, żeby każdy mój krok był kontrolowany. Nie chcę do końca życia mieszkać w mojej kliteczce z rodzicami za ścianą. Nie chcę mieć 28 czy 32lat i słuchać co Oni/ On ma do powiedzenia na każdy temat, bo On wszystko wie najlepiej, ' mówię ci, że tak jest, to mnie słuchaj'. Może dlatego skrycie życzę samej sobie, żebym nie znalazła zadowalającej pracy w Siepaczowie czy Pobliskim Dużym Mieście. I myślę, że to straszne. Bo powinnam czuć swego rodzaju wdzięczność za wszystko, co dla mnie zrobili, za każdą wydaną złotówkę, za spełnienie każdej zachcianki, za danie mi tylu możliwości. A mimo wszystko nie chciałabym mieszkać z nimi w domu do końca życia, albo dopóki nie znajdę kandydata na męża - długa droga do tego.


Gdzie będę za rok? O czym będę myśleć? Co będę robić?

poniedziałek, 22 sierpnia 2011

krótki przegląd

Brakuje mi czasem, czasem często takiej zgranej paczki znajomych. Bo słowa 'przyjaciel/ przyjaciółka' unikam jak ognia. Czasem brakuje mi spontanicznych wieczorów z butelką wina, grillów, wypadów nad jezioro, przejażdżek rowerami, wypadów do pubu...
I im więcej nad tym myślę, tym trudniej zebrać tych ludzi jakoś do kupy..
- A. znamy się od zawsze, starsza ode mnie, była sąsiadka, na dobre i na złe, przeszłyśmy razem wiele- narodziny (jak się okazało na roczku- jej przyrodniej) siostry, rozwód jej rodziców, wyprowadzki, przeprowadzki, rodzinne wzloty i upadki. Zaraża śmiechem i uśmiechem. Wiecznie nieszczęśliwie zakochana oddaje się pracy. Po 5 latach niegadania umiem z nią gadać o wszystkim. Zachęca do otwartości swoją szczerością, bezpośredniością i otwartością. 
- K. znamy się od zerówki. Taka starsza siostra, której nigdy nie miałam, chociaż jest moją rówieśniczką. Szczęśliwa mężatka zaaferowana relacjami pt mąż - teściowa-ona. Nieomylna. Wiem, że zawsze dobrze doradzi. A ja zawsze wybieram to drugie rozwiązanie, by przekonać się, że  K. miała znów rację. Każde spotkanie odbywa się przy butelce/ lampce/ szklance/ kieliszku alkoholu. Kulturalnie i na luzie.
- M. - jej nie potrafię rozgryźć. Czasem stwierdzam, że jest dziwna. Jest w niej tyle rzeczy, których nie rozumiem. No ale trwamy.  Choć nie tak długo. Jakoś od LO.  Chodziłyśmy razem do klasy do gimnazjum, ale dopiero w LO zaczęłyśmy być ze sobą bliżej. Pociągi i PKP zbliżają ;)Teraz jak to napisałam, to stwierdzam, że trwamy tak już dobrych parę lat.
- M. - od niedawna. Polubiłam ją. Mimo wszystko. W sumie nie wiem czemu dodałam to 'mimo wszystko' - może dlatego, że na pierwszy rzut oka nie wygląda na przyjacielską. Ambitna. Inteligentna. Beznadziejnie zakochana, nie daje sobie przepowiedzieć, że władowała masę czasu i uczuć w kawał gnoja. Gaduła. Czasem aż za bardzo. Problemami przyćmiewa czasem urok wspólnych wieczorów. Wyimaginowanymi problemami. 
- J. - jakoś tak dopiero po skończeniu LO zbliżyłyśmy się do siebie. Mamy zupełnie różne zainteresowania, studiujemy zupełnie inne rzeczy. A jednak dogadujemy się nieźle. Powie, poradzi, wysłucha. No i wyzwie. I to tak, że się nie odzywa od prawie miesiąca. Musiałam ją naprawdę zezłościć, bo J. nie ma w zwyczaju wkurzać się tak bardzo. Ja jestem uparta i pierwsza ręki nie wyciągnę. To był jej pierwszy wybuch i nasze pierwsze ciche dni. W piątek jej urodziny. Wyślę smsa.


Dziwnym trafem nie wymieniam tu M. i A. ze studiów - mam wrażenie, że te znajomości nie przetrwają do po studiach. Ciężko mi zaliczyć do grona najbliższych A. z Greifswaldu czy A. z Goeteborga. Odległości są głupią przeszkodą. 

Może to przez nikłe i małe i dość stałe grona znajomych, nic nie trzyma mnie tutaj tak bardzo. Może dlatego tak łatwo było mi rzucić wszystko i bez wahania spakować 49 kg ciuchów i wszystkiego, by wyjechać na 10 miesięcy do Szwecji?  Może dlatego z taką łatwością mówię o tym, że pracować będę tam, gdzie znajdę pracę? 


Bo czasem myślę sobie, że znajomi teraz są, za miesiąc ich nie ma. Życie mam tylko jedno, nikt go za mnie nie przeżyje, nikt mi nie zapewni, że będzie dla mnie zawsze i wszędzie.

niedziela, 21 sierpnia 2011

lep na komary

Wpadłam na genialny w swej prostocie pomysł ruszenia dupska. Wzięłam psa na smycz (o dziwo, nie miałam jej pazurów i łap na całym ciele) i ruszyłam w las. Od zawsze mieszkam przy lesie, a tak często zapominam jakie uzdrawiające i uspokajające działanie ma cisza i natura. Szkoda tylko, że nie wzięłam pod uwagę, że w lesie jest tyle komarów. Po 40 minutach odganiania się od komarów oraz próbach opalenia się w cieniu, zostałam przywitana przez W. słowami- byłabyś jeszcze chwilę w lesie, a zawiózłbym cię do szpitala. Ukąszeń na całym ciele- miliony!!! Rozpuściłam 2 wapna w 1/2 szklanki wody. Następnie jeszcze jedno. Nie mam czerwonych plan i nie swędzi. Póki co. Pogratulujcie sprytu!

sobota, 20 sierpnia 2011

wish my luck

Mam oficjalnie nową fuchę. Dodatkową.

Ciocia. Od ponad 2 miesięcy. Matka chrzestna. Od dzisiaj. 

Moja/ nasza mała J J.<3

piątek, 19 sierpnia 2011

tuż tuż . wkurw wkurw

Jutro chrzciny. Tyran W. zarządził, nie licząc się z niczyim zdaniem, że są u nas. Tyran W. zamówił schab, wołowinę i tony mięsa mielonego. I myśli, że reszta zrobi się sama. Leży do góry brzuchem. A Poczciwa B. będzie do północy zapierdalać. On nie tknął placem. Przy niczym. Leży jak taki kloc i ogląda mecz. Resztę zrobi się jutro. Kurwa. Wszystko zrobi się samo. A Poczciwa B. będzie zapierdalać przez dwa dni, bo Tyran W. wymyślił sobie tak, a nie inaczej. AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA. Taka jestem zła, wściekła i wkurwiona.

dobre wieści

Dobre wieści. Dwie. 
- Plama z mojej butelkowo-morskiej nowej bluzce zeszła dzięki niezawodnego Ludwikowi do mycia naczyń! Witaj na nowo moja piękna bluzko! :)
- Pani z dziekanatu/ sekretariatu ILS wysłała mi mejla z potwierdzeniem odbioru moich dokumentów na moje podyplomowe studia.

Trzecia:
Mój pokój ogarnięty chaosem od 12.czerwca, kiedy to moja stopa stanęła na Siepaczowskiej ziemi, zaczyna nabierać kształtów i przypomina pokój. Ale jeszcze długa droga do perfekcji.

środa, 17 sierpnia 2011

PS

Bluzka, którą zakupiłam w Top Secret, a którą to właśnie mam zamiar ubrać (wymyśliłam przepiękną, a jakże prostą stylizację) ma matkę z ceną pierwotną 79.99. Ja ją kupiłam za 24, 99. A pod tą cenką kilka innych. A więc cena tej bluzki to 79.99-> 49.99-> 39,99-> 29.99-> 24.99. To się nazywa szczęście. A pechem nazywa się ubranie świeżo kupionej, ledwo tygodniowej bluzki, a później postanowienie, żeby szorować umywalkę środkiem czyszczącym- odkryłam pomarańczowo-czerwoną krechę - plamę od tegoż środka. Żegnaj bluzko- raz założona, o przepięknym butelkowo- morskim kolorze. Żegnaj, Twoja właścicielka nie potrafiła o Ciebie zadbać i docenić Twego piękna. :( Witaj bluzko za 25 zl z metką TS i pięknych morskich, zawsze modnych paskach - granatowo-białych (pionowych!)

BUZ part 2

Kolejny dzień i kolejne Bardzo Udane Zakupy. Niestety jeśli dalej tak pójdzie, to splajtuję. Będę bankrutem. I nie opłacę sobie semestru podyplomówki, jak to miałam w planie. Ale chyba tak źle nie będzie. Zamieszanie w domu przyćmiło udany zakupowy dzień. W półtorej godziny udało mi się zaopatrzyć w prezenty dla wszystkich i na wszystkie okazje. W niedzielę lub poniedziałek stuknął rok, od kiedy mój brat wziął sobie za żonę moją bratową. Ciasto i kawa z tej okazji mnie ominęły w niedzielę, bo pracowałam. Wczoraj mojemu bratu stuknęło za to 29 lat. Na rocznicę podarowane im zostało wino, zestaw łyżek do sałatek i Toffifee, które  do połowy zjadł mój kochany brat, jeszcze zanim bratowa usiadła z nami do stołu. Na urodziny brata zaopatrzyłam w koszulkę z długim rękawem w rozmiarze XL, mam nadzieję, że jego ciąża spożywcza nie będzie się odznaczać.. Małej J kupiłam kolczyki w rozmiarze XS, które dostanie na chrzciny razem ze spodenkami i koszulką w rozmiarze 68 czy 74.. No i $ dostanie w kopercie. Pierwotnie kupić jej chciałam łańcuszek i medalik, ale ma już dwa, więc padło na kolczyki, które kosztowały zadziwiająco mało. Tym bardziej, że ceny złota poszły w górę. No i dla Mamy prezent dorwałam. Sama sobie wybrała piękną bluzeczkę w Top Secret. O sobie samej nie zapomniałam i zakupiłam koszulkę w paseczki typu koszulowa bez rękawków. No i buty. Trzecia para zakupiona w ciągu niecałego tygodnia. Go girl!

wtorek, 16 sierpnia 2011

drgawki

Już tak mam, że jak bardzo się denerwuję, ale nie przed egzaminem, a w sytuacji konfliktowej, to dostaję drgawek. Tak jak teraz. Dlatego wyjdę zaraz na piwo. 

Konflikt na linii R-J-mama-tata. Ciężko stwierdzić, kto po czyjej stoi stronie, kto jest za kim. Kto z kim. Kto do kogo ma pretensje. O co te pretensje. O co się gniewa. W domu raczej sajgon. Do taty lepiej nie podchodzić. Taki mam plan.

Chciałabym zdziałać cuda. Ale chyba na pewno nie jestem cudotwórcą. 

I w tym wszystkim chodzi o chrzciny. Nic niewinnej małej J.  Szkoda.

Nuta na smutki: 
http://www.youtube.com/watch?v=wYWv_NSBZQI

poniedziałek, 15 sierpnia 2011

piosenka na dzisiaj.

Piosenka na dzisiaj. Odkryłam dzisiaj nowe Varius Manx. Pani wokalistka ma niezły głos. Trudno porównywać do starego Varius Manx z Lipnicką czy Stankiewicz, ale fajne. :)

Posłuchajcie! 

Ja poczytam Mankella i Mördare utan ansikte. Plotkara się chowa. Nie powala ten serial, zdecydowanie nie.

niedziela, 14 sierpnia 2011

marzenia!

Marzenia snuć każdy może. Niektóre z góry skazane są na klęskę. Jak np. opcja czytania myśli innych. Kto o tym nie marzył? Kto nie chciał posiadać takiej umiejętności choć na chwilę? Czasem tak bardzo chciałabym wiedzieć, jak inni mnie postrzegają i oceniają? Mi samej ciężko przychodzi samoocena. Ciężko ubrać w słowa moje dwadzieścia parę lat życia. Nazwać cechy charakteru. Tyle sprzeczności. Co dziwne- ciężko byłoby mi nawet wymienić zainteresowania. Czasem myślę sobie, że jestem nudna jak flaki z olejem, że jestem za mało przebojowa, zbyt zdystansowana, zbyt nieśmiała. Że nie robię tego, co chcę, ale to, co będzie lepsze w oczach choćby rodziców. I to jest dorosłość? Dopóki jestem uzależniona finansowo, niewiele się zmieni. Chyba chciałabym wyjechać. Na parę lat. Nie musi to być Szwecja. Nie muszą to być Niemcy. Może to być stolica. Kraków. Lub każde inne miasto. Z dala od Siepaczowa (nazwa fikcyjna, ale urocza, myślę sobie. Wymyślona parę lat temu. Nie przeze mnie.) Być gościem w domu. Być gościem w mieście. Straszne. Ale czasem o tym marzę. Tylko jeszcze nie wiem jak to zrobić.  I czy będę mieć odwagę. Czy będę mieć serce. Niedawno przyjaciółka powiedziała cenne zdanie, w innym kontekście, ale cenne: Po ślubie trzeba wybierać stronę męża, a nie rodziców. Własne dobro zatem. Gdzie ja znajdę miłość? Czy przegapiłam ją, bo byłam zbyt tchórzliwa? Czy przegapiłam ją, bo jestem zbyt dumna? A zegar robi tik-tak.

sobota, 13 sierpnia 2011

next one

Przyszła kolej na kolejny. Kolejny serial. Tym razem padło na Plotkarę. 
Obejrzałam wszystkie sezony: Hoży Doktorzy, Jak poznałem waszą matkę, Czysta krew, Teoria wielkiego podrywu. Teraz czas na plotkarę. 4 sezony. mimo wszechogarniającego zachwytu nad tym serialem, ja mówię - szału nie ma.

piątek, 12 sierpnia 2011

klamka zapadła

Wysłałam dzisiaj dokumenty na podyplomowe. Zatem klamka zapadła. Nie ma odwołania.
Cieszę się i nie cieszę się.
Cieszę się, bo będę miała sporo wolnego czasu (Mam zgodę dziekana na przepisanie 4 zajęć z 5.roku- będę chodzić zatem na dokładnie 3- szwedzki techniczny, szwedzki z lektorem i seminarium magisterskie. W  Goeteborgu napstrykałam sobie 75 pkt zamiast obowiązkowych 60- nieświadomie, ale opłaciło się. Nigdy nie dowiem się zatem, czym są wykłady monograficzne. ). Nawet gdyby te 3 zajęcia rozłożone były na 3 dni tygodnia, to i tak 2 pozostają wolne, zatem mogę poświęcić weekendy na rzecz nowego kierunku.
Nie cieszę się, bo chyba nadal od czasu do czasu nachodzą mnie myśli, że minęłam się z powołaniem, że miałam wybrać fil. germańską, a nie szwedzką. Nawet mi przez myśl przeszło, żeby zacząć równolegle magisterkę z fil. germańskiej dziennie lub zaocznie, ale mimo zapewnień moich wykładowców z niemieckiego, zgodnie z nowymi ustawami, nie jest to możliwe. Studiowanie fil. germańskiej na licencjacie, dziennie lub zaocznie, nie satysfakcjonowałoby mnie. Zatem będą podyplomowe studia kształcenia tłumaczy języka niemieckiego. Sram, że będą sami geniusze. Że będą ludzie z wieloletnim doświadczeniem tłumaczeniowym. Że będą ludzie, którzy skończyli 5letnią germanistykę. I wśród nich ja. Studentka fil. szwedzkiej, w grupie niemieckojęzycznej, która od roku nie miała konkretnego niemieckiego, ostanie pół roku w ogóle żadnego. (Nie licząc związku kilkumiesięcznego z Niemcem, który zakończyła jak największa sucz, bezczelnie i bez najmniejszych ostrzeżeń. 'Bo tak będzie lepiej. ') Sram, bo nie będę w czołówce. I o ile nie bolało mnie nigdy, że nie byłam w czołówce, jeśli chodzi o szwedzki, to będzie bolało, jeśli będę na szarym końcu na nowych studiach. Fakt - męczyłam się 4 lata z 4 przedmiotami po niemiecku. Męczyłam się z fizyką, która jest dla mnie czarną magią, nieważne czy po polsku czy niemiecku.. Mam certyfikat niemieckiego Ministerstwa Oświaty. Ale to było 4 lata temu. Wydaje mi się, że wieki minęły. Że wszystko zapomniałam.
Sram.

czwartek, 11 sierpnia 2011

BUZ

BUZ = bardzo udane zakupy.
Za 2 tygodnie chrzciny mojej bratanicy. Będę matką chrzestną, więc poszukiwałam odpowiedniej kreacji. Sukienki. Żadnej satynowej. Żadnej błyszczącej. Bez udziwnień. I raczej bez dekoltu.  Wymarzyłam sobie klasykę. 
I klasykę kupiłam. Ale w wersji czarnej. Bardzo w stylu Victorii Beckham. Nie mogłam się oprzeć. Musiałam kupić. Mimo, że wiedziałam, ze nie założę  jej na chrzciny. (Może będzie ok na obronę i/ lub absolutorium?)
Dzisiaj za to nabyłam milion rzeczy. I to raczej za grosze. Dziękuję tym, którzy założyli WGO. 

Moim łupem padły: 2 sukienki, 2 pary butów, bluzki koszulowe: 2 bez rękawków, 1 z krótkim, 1 z długim, 1 sweter. Sporo, co? Ale chyba za małe pieniądze. (Niech pomyślę- ok 360 zł) 

Czyli wracam do postanowienia o niekupowaniu ubrań. Ceny mnie odstraszają. Naprawdę.  Za moją H&Mowską małą czarną zapłaciłam 130 zł, podobna w Zarze za 379.. Sweterek który zakupiłam tutaj  kosztował ok 60-70 zł, w Stradivariusie 119.. 

Do kupienia zostaje torebka (znacie stronę etorebka.pl? Polecacie?), jeansy ewentualnie (w szafie mam same spodnie z wysokim stanie typu cygaretki i rurki typu rurki, czyli ledwo się wciskam). 

Wyszedł babski bardzo wpis.

Ah! Kurtkę też już kupiłam. Bo planuję moją ramoneskę na Allegro wystawić. 

Tyle. Sprzątam. Bo obejrzałam wszystkie odcinki The Big Bang Theory..

poniedziałek, 8 sierpnia 2011

ulga

Właśnie wysłałam pierwszy rozdział pracy magisterskiej promotorce. Sama wiem, że roi się w niej od literówek (nie widzę ich sama), błędów gramatycznych i składniowych. No i pod względem merytorycznym może nie sprostać oczekiwaniom i wizjom promotorki. Zobaczymy. Jestem przygotowana na masę komentarzy, które zdemotywują mnie na kolejne długie tygodnie.
Ale czuję ulgę. Ten rozdział ciągnął się za mną od połowy maja (bo termin miał być do końca maja) do połowy czerwca, bo siedziałam i pisałam. Później nie pisałam. I psychicznie mnie to uwierało. I dzisiaj wysłałam. Juhu! Obym nie musiała dużo poprawiać. W przyszłym tygodniu (obiecanki cacanki) planuję napisać do dwóch pisarzy. Do jednego to na pewno - promotorka zasugerowała, że powinnam to zrobić, już w czerwcu. Co się odwlecze, to nie uciecze.
Dobrze, że chwilowo z głowy. :)

bicie serce

Obudziłam się z przyspieszonym biciem serca. Śniłam sen. Nie pamiętam szczegółów, ale wiem, że chodziło o to, że dowiedziałam się, że kolejnego dnia czy jeszcze następnego zostanę zamordowana. I że oprawcy byli już w domu,  a ja siedziałam schowana w spiżarce, w której przetrzymujemy konfitury. Mama przekazała mi tę wiadomość. Wyszłam z niej i wpadłam na pomysł, że zdążę się spakować i wyjechać. Do Szwecji oczywiście. Obudziłam się z przyspieszonym biciem serca.
Pisząc teraz o tym śnie, przypomniał mi się dzisiejszy poprzedni. Nie wiem, jak to się stało, ale leżałam w łóżku z Żebrowskim, tym Żebrowskim. Michałem. Ba, nawet się całowałam. Tyle pamiętam jedynie. 
Bo później był ten o zabijaniu, sztucznych ogniach.

niedziela, 7 sierpnia 2011

ułamek sekundy

Wystarczy ułamek sekundy, by zniszczyć czyjeś życie.  Ułamek sekundy, by być centymetry od śmierci. 

Kiedy ja wylegiwałam się nad Bałtykiem, sąsiadka miała wypadek. Młoda kobieta, 30 -letnia dziewczyna. Wypadek spowodował 18latek, pod wpływem alkoholu, bez prawa jazdy.
Sąsiadki auto obróciło się dwa razy wokół własnej osi, a następnie zatrzymało się na znaku drogowym i ogródku. Nieprzytomną zabrali ją do szpitala. 
Sprawcy wypadku, chodzą po mieście. Ona - leży w szpitalu. Przeszła operację. Prawdopodobnie straciła dziecko. 
Płaczę pisząc to. 

Jakie życie bywa okrutne. Jakie życie bywa przewrotne. Jeszcze kilka dni temu cieszyła się, że zostanie mamą po raz kolejny, że na świat przyjdzie długo wyczekiwana córka... Teraz przechodzi ciężkie chwile. I po raz kolejny traci swoje dziecko. Nie wiem, jaki to ból, nie jestem w stanie sobie wyobrazić... Tak samo jak nie jestem w stanie sobie wyobrazić, gdyby coś takiego dotknęło kogoś z moich bliskich - z rodziny czy grona znajomych..

piątek, 5 sierpnia 2011

no to Frugo

Smaki dzieciństwa:
* kakao z kożuchem
* Vibovit w proszku, jedzony z ręki
* Visolvit w proszku, jedzony z ręki (ten pomarańczowy smak!)
* Frugo (zielone koniecznie)


I wróciło. Frugo. Piliście? Uwielbiałam je, jak byłam młodsza. Zniknęło na kilka lat. Wróciło. Wczoraj wypiłam zielone, dzisiaj czarne. Wypiłam, żeby wrócić do dzieciństwa. Smakiem nie powala, stwierdzam dzisiaj. Pewnie dlatego, że jestem na nie ze wszystkimi oranżadami i tym podobnymi napojami, których zawartość mnie przeraża. (Piję i przyznaję się do tego bez bicia Pepsi w nadmiernych ilościach (tony cukru, wiem), ale żadnych innych dziwnych napojów, oprócz może Kubusia. Piliście Frugo? Spróbujcie, może się uzależnicie tak jak ja od herbaty i Pepsi ;)




bałtyk

Wyprawa pociągiem nad polski Bałtyk oficjalnie zakończona. I uznana za udaną. Fakt- podróż pociągiem może i męcząca, kiedy jedzie się pociągiem 4 godz, ale są tego plusy - można spać, można czytać książkę, można słuchać muzyki, można bezpłatnie korzystać z wc (tak minęło mi 7 godz w pociągu!). Opłaca się, nawet na jeden dzień. Ostatni raz nad polskim morzem byłam 7 czy 8 lat temu. Tydzień ze znajomymi stąd, tydzień ze znajomymi z LO. Pewnie wyszło za dużo naraz, stąd ta kilkuletnia przerwa teraz. ;) 
4, 5 godziny leżenia na plaży (nawet w wodzie się popluskałam), halibut na obiad popijany zieloną miętową herbatą (i co że upał? i tak piję letnią herbatę), spacery i nawet wysłane kartki - nie wiadomo, kiedy kolejny raz wyprawie się nad morze :)
Dokumentacja poniżej. 
Enjoy!

Wydmy
Martwa natura
Martwy halibut

środa, 3 sierpnia 2011

nieszczęścia chodzą parami

A więc wczoraj postanowiłam przetrzeć parapet (codziennie zabijam osy/ znajduję osy-zdechlaki). Postanowiłam umyć parapet płynem do mycia szyb. Przy okazji przetrzeć szybę. Z wewnętrznej strony, trochę. Pech chciał, że trąciłam nogą butelkę z płynem. Mój pokój pływał w jabłkowym Clinie, a ja po 23 myłam okno. Bravo! Jakby tego było mało- spadła mi roleta. Na szczęście nie na głowę, jak to często było w przypadku karnisza. 

Jutro Świnoujście. Raz się żyje. Może w końcu nabiorę kolorów. 

wtorek, 2 sierpnia 2011

potrzeba zmian

Czuję potrzebę zmian. Stąd te postanowienia wszystkie. Że nie jem kilku produktów (chipsom nadal mówię nie!). Że skaczę znów na skakance. Że rzucam Pudelka i fejsbuka. Że nie marnuję czasu. Bo dni mi uciekają w zastraszającym tempie. 

Czuję też presję. Czasu i otoczenia. Związki po kilka lat, zaręczyny, śluby, dzieci.. Macierzyństwo J i rodzicielstwo jej i mojego brata uświadomiło mi, że ja do tego nie gnam. Niewyobrażalne jest to dla mnie. Ale jeśli nie ma się potencjalnego ojca dziecka ani nawet kandydata na niego, to ciężko, żebym myślała o tym, czy chcę/ nie chcę dziecka..

Zastanawiające, zasmucające, zadziwiające - wszystko w jednym, że z taką łatwością zamknęłam rozdział pt Ch. Wróciłam do Polski, podjęłam dawno podjętą decyzję i ani chwilę nie zatęskniłam. Jakby te miesiące nie minęły, jakby tych wszystkich wspólnych chwil nie było. Wymazałam czy siedzą w środku i czają się, by przypałętać się, kiedy będę starszą, lekko świrnięta starą panną z gromadą kotów? Czy wtedy będę pluć sobie w twarz, że może to była miłość, a ja ją przegapiłam? 

Jezusie, niektóre decyzje mają konsekwencje na całe życie i nigdy nie dowiemy się, co by było, gdybyśmy podjęli inne.

się dzieje part 2

Niezmiernie mi miło i radośnie, że zostałam zaproszona na wieczór panieński, portelam (znacie ten zwyczaj? z autopsji wiem, że jest on znany niewielu ;) ) i poprawiny. Czuje się tym samym wyróżniona, bo nie moja koleżanka od 16lat, która z panną młodą chodziła nie tylko (tak jak ja ) do klasy do gimnazjum, ale też do liceum do tej samej klasy, została zaproszona , tylko właśnie ja. To miłe. I co tu kryć, zaskakujące. Chyba bardzo. ;)

Sukienka, prezent od bratowej, nowa, nieużywana, już przerobiona na potrzeby mojej figury, czeka w szafie. 

Poszukiwania odpowiedniej sukienki, w której wystąpię w roli matki chrzestnej, trwają. 

Chyba chcę schudnąć. Chcę powiedzieć NIE chipsom(muszę znaleźć dobry i zdrowy substytut- co polecacie?), makaronowi i ryżowi (jem je i tak rzadko), białemu pieczywu. I liczę, że się uda. Makaron i ryż jem rzadko. Za zakupy odpowiada mama - kiedy nie ma ciemnego pieczywa, nie jem pieczywa  w ogóle. Chipsy wciąż kuszą, tym bardziej, że w domu gdzieś je znajdę zawsze. Nie piję od wieków napojów gazowanych, typu Sprite czy Fanta, żadnych soków w kartonach, oranżad, wód mineralnych smakowych.. Za to piję hektolitrami Pepsi i od 3 dni Cherry Coke. Nie jem masła. Nie jem sosów. Nie jem połowy mięs. 
A tyję sukcesywnie. :/

poniedziałek, 1 sierpnia 2011

zbieractwo

Kilka słodko-gorzkich prawd o mnie.
Dopadło mnie, zupełnie z zaskoczenia i o kilkanaście bądź kilkadziesiąt lat za wcześnie. Zbieractwo.
W mojej szafie bez dna gnieżdżą się poupychane do kartoników gadżety z zeszytów ze złotymi myślami, kartki i listy, które dostałam, od kiedy byłam na tyle świadoma, by wpaść na pomysł ich kolekcjonowania, w piwnicy - kartony z książkami, zeszytami i pamiętnikami, w segregatorach notatki z liceum (i co z tego, że nienawidzę, bo nie umiem fizyki - notatki mogą okazać się przydatne, są po niemiecku, warto je mieć), notatki ze studiów.
Do tej kolekcji wszystkiego co niepotrzebne. com dołączają powoli kubki i talerze- dzisiaj znalazłam 6 talerzy i 5 kubków.  Brawo, brawo!
Biorę się w wir sprzątania. (walizki z Cottbus nie rozpakuję nigdy!) 
Zdjęcia kilka z Cottbus, proszę.