wtorek, 28 lutego 2012

kiedyś - teraz

Wydaje mi się, że ciężki i trudny okres, który pojawił się jakby znikąd jakiś czas temu, minął równie szybko jak się pojawił. Może to była jesienno-zimowa depresja? Nie wiem, ale cieszę się, że jest ok. Że chyba znów jestem szczęśliwa. Sama ze sobą. Ale o szczęściu ciii! Lepiej nie zapeszyć!

PS Bar-a-boo! Fajne miejsce. Wracam do starej zasady, tej, którą może ja, może T, wymyśliłam/ wymyślił - chodzić do różnych róznistych kawiarni/ pubów (W Wielkim Mieście chodzę właściwie tylko do kawiarni, puby odpadają, bo puby to piwo, a skoro ja mam romans z PKP to godzina np 11.30 nie wydaje mi się odpowiednia na picie piwa, nieważne jak dobro ono by nie było. No i o podwózki z dworca do domu dbam sama.) Każda taką wizytę dokumentuję moim Nikonem (który dzisiaj został obdarowany fuksjowym pokrowcem) i z A śmiejemy się, że gdyby ktoś oglądał te zdjęcia, to mógłby stwierdzić, że jeździmy do Dużego Miasta tylko po to, żeby zjeść śniadanie i wypić kawę (co kojarzy mi się jakoś wielkomiejsko i nie w moim stylu, mam na myśli to picie kawy i jedzenie śniadań na mieście, a jednak polubiłam taką wielkomiejską modę) :D Dzisiaj tak było. Do załatwienia miałam niewiele, a w bar-a-boo posiedziałyśmy pewnie dwa razy dłużej niż trwały moje wszystkie pozostałe sprawy do załatwienia ;))

poniedziałek, 27 lutego 2012

the iron lady

The iron lady Meryl Streep zgarnęła Oskara, a ja zdążyłam zobaczyć film z nią w roli głównej, zanim zacznie się wielkie boom, pt idźmy do kina, bo ten film lub aktor/ aktorka, który/a w nim gra, zdobył/a Oskara. 

Film (ja chciałam zobaczyć też Sponsoring, Różę lub Big love- wciąż chcę) wybrała w zasadzie M, bo ja miałam za dużo typów. Świetny film, świetna gra aktorska, świetne obrazy. Dla mnie- niezainteresowanej historią Wielkiej Brytanii, co więcej nieznająca owej historii, film ani przez chwilę nie wydał się nudny. Za to jak M słusznie zauważyła, nie był tylko rozrywką - skłonił do rozmyślań.

Wobec śmierci wszyscy jesteśmy równi. I tak samo samotni.

czwartek, 23 lutego 2012

przez palce

Ten tydzień mija w tempie zawrotnym. I chociaż jestem dzisiaj na nogach od 4 nad ranem, to nie narzekam. Zdecydowanie lepszy jest natłok spraw do załatwienia i rzeczy do zrobienia (i co z tym idzie chwilowy brak czasu dla siebie) niż oglądanie 10odcinków serialu pod rząd z przerwami na wizyty w toalecie i zaparzanie herbaty.

Więc chyba fajnie. W weekend planuję wrócić do mgr - poprawić co trzeba. Natłok zajęć mnie motywuje i nie pozwala marnować czasu na pudlu srudlu, fejsie i innych pożeraczach czasu.

środa, 22 lutego 2012

miało byc tak miło

Wybrałam się do kosmetyczki. Miało być miło i przyjemnie, jak w tytule. Miałam się zrelaksować (o ile jest to możliwe przy usuwaniu wąsika..). Miał być pedikir (nie wysilam się na szukanie poprawnej pisowni i wciąż jestem za próbami spolszczania), skończyło się na wypalaniu kurzajek, których gdzieś się nabawiłam i pozwalałam radośnie rozrastać się i bezkarnie rozmnażać na mojej już i tak nie tak pięknej stopie. (O dziękuję Szwecjo. Dziękuję za dobrodziejstwa pt hostele?) Bolało. I syczałam, że boli, że nie chcę. Syczałam na tyle głośno, że weszła kosmetyczka,a która była w drugim gabinecie i zrobiła to trochę mniej boleśnie.Chyba nie syczałam.

Miało być miło, wyszłam zlana potem, z czerwonymi łukami powiekami/łukami brwiowymi i cudną krechą pod nosem i ze słowami na ustach 'już do was nie przyjdę'.

Potrzebowałam tego, bo w tym tygodniu brakuje mi czasu na wszystko, od poniedziałku jestem jakaś zabiegana, a dni uciekają przez palce. Jutro nie będzie lepiej.

Pobudka o 4, olaboga i dobranoc.

black svan

Jezusie. Jeśli nigdy nie byliście, to czas najwyższy. Jezioro Łabędzie. Najpiękniejsze ze wszystkiego co widziałam! 
Piękne. 
(Jako laik w dziedzinie baletu nic innego powiedzieć nie potrafię.)

poniedziałek, 20 lutego 2012

praca nr 2?

Byłam na bardzo fajnej rozmowie kwalifikacyjnej. Bez stresu. Luźno i konkretnie.
3mać kciuki i modlić się, a będę mieć drugą pracę od marca. Też ze szwedzkim. Też lektor. Nie na uniwerku, a w prywatnej szkole języków obcych. Z wyższą stawką.
Byłoby fajnie.

Fajnie nie będzie jutro. Tj początek nie będzie miły. Konsultacje z promotorką. Strach się bać. :/

piątek, 17 lutego 2012

btw

Sądziłam, że moje wpisy są zabawne. Że ja opowiadam w sposób zabawny. Z dużym dystansem. Luzem. Ironią.

Ale jak czytam ostanie swoje wpisy, to stwierdzam, że jestem nudniejsza niż styl Kasi Tusk.

Tylko J umie się śmiać z moich żartów, ironii i widzenia świata. Czyli może nie jestem jednak zabawna.

Ja to się umiem pocieszać na domiar złego. Np złego humoru.

oddychaj

Nie znam definicji choleryka. Ale myślę, że jakakolwiek ona by nie była, pasuje do mnie. Moje wybuchy złości są wybuchami z krwi i kości(zakładając, że wybuchy są istotami żywymi).
I tak np dzisiaj. Moja radość z pięknie, bo efektywnie spędzonego dnia (spanie do 10.15, dwie rundki szwedzkiego, ułożenie zajęć na przyszły tydzień z moimi nie tak bardzo zaawansowanymi, powiedziałabym początkującymi po 2 latach nauki szwedzkiego studentkami, wydrukowanie skryptu na jutrzejsze 4wykłady z prawa polskiego i niemieckiego (sweeet, umrę, kurwa, z nudów!), odebranie od zegarmistrza mojego po 2 tygodniach w końcu naprawionego zegarka, który przeleżał w szufladzie jakieś 2lata?, umówienie się do kosmetyczki na pedikir (spolszczam co tylko się da), pozmywanie miliona kubków po hektolitrach herbat, w końcu tłumaczenie tekstu do Mariana w wieczornej spokojnej atmosferze) poszła w las. Jeden telefon. A ja wybuchłam tak, że gdyby moje słowa były płomieniami, to moje urocze miasteczko teraz byłoby zrównane z ziemią.
Piję pepsi na uspokojenie. (Już nie smakuje mi jak kiedyś- dobry znak) Oczyszczam się pisząc. Prysznic i spać. Jutro będzie nowy dzień. Do dupy. Bo nudny, bo pełen wykładów z prawa niemieckiego i polskiego.

środa, 15 lutego 2012

międzynarodowy dzień singla

Dzisiaj. Podobno. Nie świętowałam. A powinnam.Jestem singlem. A nawet singielką.

Life is brutal. A bycie singlem od wieków i pewnie na wieki sucks. Bycie w głupim związku też sucks.
Z dwojga złego obie opcje złe, a normalnych ludzi to ze świeczką szukać. Ale gdzie szukać nie wiem. Będę wiecznym singlem, mówię Wam.

telefony, telefony/ stres

Od pół roku kupuję telefon. I kiedy w końcu dzisiaj postanowiłam go zakupić, to od 40 min linie sieci są zajęte. Jak na złość. Będę próbować przez najbliższe dni.

Zaczynam się stresować jutrem. W pierwszej kolejności tym, ze zaspie. (Pobudka o 4.20..) I tym, że zajęcia mnie przerosną. Dokończę prasowanie w ramach relaksu. ^^

wtorek, 14 lutego 2012

moja walentynka

Walentynki. Świętuję najlepiej jak umiem. Umówiłam się z M. Drugą młodą starą panną. Było nader romantycznie. W moim czerwonym romantycznym pokoju świeczki i zapach gorących plotek i nowinek w powietrzu. Kawa uznana przez M. za pyszną.  (Spieniacz do mleka działa cuda, a i  syrop o smaku orzechów laskowych zrobił też swoje). Było włoskie jedzenie prosto z miejscowej pizzerii po 1,5 godzinnym czekaniu na dostawę. ( Ach te korki w 13tys mieścinie! )
Czego chcieć więcej? Czy ja w życiu miałam lepsze walentynki srynki?

poniedziałek, 13 lutego 2012

jest stres, jest zabawa?

Układanie już samego sylabusa na najbliższe i te dalsze zajęcia z moją gromadą studentów to jeden wielki stres. Zajmie mi wieki ustalenie planu na 15 zajęć. Zupełnie nie wiem, jak mam przewidzieć, ile czasu co mi/ nam zajmie na pierwszych zajęciach, a co tu dopiero mówić o zajęciach szóstych lub dwunastych.
Cholerny stres. Aż mnie w żołądku ściska.

Sweden's calling

Zarezerwowałyśmy bilety do Sztokholmu. Dzisiaj przyszło potwierdzenie rezerwacji. Nie mamy noclegu i ja modlę się o jakikolwiek. Nie chcę wydać milionów na 4noclegi. Liczę na nocleg u kogoś z A znajomych - w końcu ma tam chyba jakichś, co.. Musi. Była tam przez parę miesięcy i  z tego, co wiem, nie siedziała zamknięta we własnym pokoju ani nie oszczędzała na swój własny ślub albo inne dziwy.. Mam w każdym razie nadzieję, że przekima nas ktoś. Bo..Bo ja mam już listę zakupów. :D Kupię buty. Oczywiście. Wczoraj wyszukałam 3fajne pary, wybiorę na pewno jedną, może dwie. Muszę sprawdzić stan mojego portfela z koronami. I oczywiście Spraaktidningen zakupię.

.

To straszne. Albo wspaniałe. Punkt widzenia się zmienia. 
Wciąż śnię o chłopaku, którego śmiało nazwałabym swoją pierwszą wielką miłością. Może miłostką, bo ciężko chyba mówić o miłości w wieku dosłownie nastu lat, i to nie 18stu.
To była przygoda z przygodami i problemami. Dużymi jak wtedy dla mnie. I mimo, że wszystko wyglądało jak wyglądało, to ja wciąż nie mogę się uwolnić od niego. Bo wspomnień zostało naprawdę niewiele. Gdzieś na kartce zapisane smsy. I cała dramaturgia wokół tego. Niewiele, a może jednak wystarczająco dużo.
Tyle lat minęło. (8?10?) A ja wciąż z sentymentem o nim myślę.
A dzisiaj śniłam sen wyśniony. On tutaj był i zapytał, czy damy sobie kolejną szansę. Rano obudziłam się z jakimś kłuciem w sercu. Bo ja bym tego chciała. 
Więc może straszne, że pamięć ludzka czasem tak nam robi na złość, nie pozwalając zapomnieć. A może wspaniałe?
Czuję się jak dzieciak pisząc ten post. 13letni dzieciak. Bo przecież jestem osobą twardo chodzącą po tej ziemi. Ze świadomością, że to było wieki temu, że byłam młodziutka i głupiutka. Ale może to jest tak, że te pierwsze większe uczucia pozostają w nas gdzieś na długo i nawet miliony innych emocji, uczuć i doświadczeń nie są w stanie ich zagłuszyć? Nie wiem. Ale zdziwiłam się, że po tylu latach on jest dla mnie nadal żywy. Nadal gdzieś w głowie. To tak przedwalentynkowo. Jutro się chyba zabeczę na śmierć.

niedziela, 12 lutego 2012

podsumowanie tygodnia

Właściwie powinnam napisać: podsumowanie kilku ostatnich dni.
Była A ze swoimi mądrościami typu "Cytrusy mają to do siebie, że się wysuszają jak tak leżą" (śmieję się do rozpuku, jak pomyślę o jej poważnym tonie i poważnej minie, kiedy to mówiła). 
Były zatem to istne ferie! 
Był rum, który wyżebrałam od brata- żeby mi przywiózł z Kuby. Były zatem i drinki z rumem w roli głównej.
Było: 'Dzwonię na policję... A, jaki jest numer na policję?' Był i przystojny pan policjant, który nas troszkę jednak olał.
Był trzaskający mróz i rozmowa do 3 w nocy. 
Był ból gardła i wizyta u lekarza.
Była też sobota z Wallandrem (Villospar przeczytane :))
Było też ustalanie sylabusa na najbliższe dwa zajęcia. (Jezu, jakie to trudne!! A tak na cały semestr? Tragedia - odłożyłam na jutro)
Został nieustępujący ból oczu.

środa, 8 lutego 2012

5!5!

Mam 5 z egzaminu z przedmiotu który się pięknie nazywa- praktyczna nauka języka szwedzkiego - przekład artystyczny i techniczny..! :))) tym samym, ostatnie egzaminy na KSie za mną (nie liczę mgr, ale do tego długa droga)

Jutro będę opijać. A u mnie będzie. :)) Wieczorno-nocny miting musi oznaczać picie. I może bilety do Sztokholmu. Bo planujemy lecieć. Może nawet po szafran :D

Są i inne powody do radości- chyba sprzedałam moją pierwszą rzecz na Allegro - kurtkę ramoneskę. Potwierdzę, jak zobaczę gotówkę na koncie ;) A gotówka się przyda, bo ja permanentnie mam więcej wydatków niż przychodów. Nie wiem, na czym to polega. Ale jestem miszczem w wydawaniu kasy! :D

wtorek, 7 lutego 2012

poniedziałek, 6 lutego 2012

jaki poniedziałek taka reszta tygodnia?

Jeśli tak, to ja około środy, maksymalnie czwartku zejdę na zawał. Albo chociaż wyjdę z siebie i stanę obok.
Przeklinam gorzej niż szewc, irytują mnie wszyscy, irytuje mnie wszystko. Od mrozu za oknem, kiedy nie mam rękawiczek i postanawiam być trendy i zakładam wiosenną ramoneskę po tatę głośno pijącego herbatę. AAA.
Stres posesyjny? Nie wiem. Ale dostaję dzisiaj na łeb. Nawet stara sprawdzona technika pt otworzę okno, niech temperatura w moim pokoju zniży się o kilka stopni, to może i ja opadnę z emocji, nie pomogła. Piwo? + sprzątanie pokoju?  Nie, gotuję brokuły. Do tego jakąś herbatę sobie walnę. (Polecam jagodowo-waniliową Dilmah! :) ) Ale herbaty mi się znudziły. Mimo że mam chwilowo 6 czy 7różnych.. No ale ja właściwie 3-4 kubki dziennie muszę wypić.. Nic to, coś wymyślę. Może to piwo jednak?
Pomyślę i wymyślę. Jutro IKEA! :)))

sobota, 4 lutego 2012

.

Oglądam seriale, które sama wybieram. Jest ich niewiele. Oglądam kiedy chcę i w dawkach jakich chcę (na ogół za dużych). Czuję się przez to lepsza. Świadomy wybór, zamiast kitu wciskanego przez tv. Ale! Dzisiaj coś mnie natchnęło? wzięło? W każdym razie przekartkowałam gazetę z programem i znalazłam na Polsacie 'Skazania na..(tu nazwa tego więzienia? /Początek przegapiłam)'.
Film, który już parę osób poleciło mi wcześniej, ale nie obejrzałam. Do dzisiaj. W tv. Bardzo dobry! Polecam.

Dobranoc.

pani monk

Jak to działa, że nienawidzę bałaganu i brudu w pomieszczeniach wspólnego użytku, tj kuchni i łazienki/toalety, ale w moim pokoju mam taki bałagan, że czasem się cieszę, że jest tak mały, bo inaczej mogłabym nie wypełznąć z ton papierów, kser, teczek, książek i kilogramów ubrań...Jak to działa? Mój pokój, moja sprawa. Ale to tak się kłóci z tym, że tak bardzo jestem na nie, jeśli chodzi o nieporządek/ nieczystość w innych pomieszczeniach..
Próbuję ogarnąć. Przyrzekam, że jest to pewnie 98 próba od początku tego roku.. Męczę się po ułożeniu kilku ubrań do szafy.. Pewnie dlatego, że nie jest to zwykłe powieszanie ubrań od szafy, a sprawdzanie, czy aby na pewno wszystkie tshirty i koszule wiszą w odpowiedniej kolejności. Albo po włożeniu jednej teczki do szafy. Bo sprawdzić muszę, czy każda jedna kartka w każdym segregatorze ma aby na pewno margines.. Nerwica natręctw co?
Może dam radę dzisiaj.

piątek, 3 lutego 2012

garść przemyśleń

Życie bywa tak przewrotne. Jednego dnia marzysz marzenia, by później je spełnić. Zazdrościsz innym podróży, a później żyjesz przez 5 miesięcy w Niemczech i 10 miesięcy w Szwecji. Chcesz pracować, a nie studiować, a później dostajesz pracę wykładowcy, którą możesz pogodzić ze studiowaniem Jest się szaleńczo szczęśliwym z kimś, a później na własne życzenia wyrzeka się tego szczęścia. Mówisz, że bycie singlem jest świetne, a później zazdrościsz koleżance, że wymienia smsy z niedawno poznanym chłopakiem. Tak bardzo gardzisz ludźmi bez zainteresowań, a sam/a marnujesz godziny na fejsie lub łykasz kolejne odcinku serialu niczym tlen. Tak bardzo chcesz porządku, a wszędzie masz bałagan.
I zastanawiasz się, czy miłość zdarza się w życiu tylko raz. I czym jest szczęście?

środa, 1 lutego 2012

yeah!

A więc mam bdb-. Miałam 92% łącznie, bdb od 93%, ale panie nagięły granicę. :) 

Ustny na 100%, wypracowanie na 100% (Really? Przez 3lata słyszałam z ust prowadzących, że wszystko byłoby ok, gdyby nie moje wypracowania - zawsze miałam za nie mało pkt, tzn mało - mniej niż za inne części egzaminu.), odsłuch na 100%. Leksyka i szukanie błędów marniej, zdecydowanie. Nie odszukałam 5 błędów (tak, tak, za 2tygodnie zaczynam wykładać, a praca lektora opiera się m.in. na poprawianiu błędów studentów..). 

Jakby nie było - jestem przeszczęśliwa! Wiedziałam,że cześć leksykalno-gramatyczna poszła mi gorzej, ale jeśli chodzi o leksykę nie mam sobie nic do zarzucenia (tym bardziej, że i w tym roku postarały się o 'słówka, które na tym poziomie trzeba znać'). Ustny ('byłaś taka spokojna'! ja?? normalnie zestresowana na każdym ustnym egzaminie, jąkająca i dukająca) i wypracowanie na maksa, to duża niespodzianka. Bardzo miła niespodzianka. 

Jestem taaaaaaak dumna sama z siebie.

Jutro ostatni. Będzie trudny (praktyczna nauka szwedzkiego - przekład artystyczny i techniczny - tak się chyba przedmiot ładnie nazywa, -w każdym razie chodzi i przekład i analizę przekładów, i cześć teoretyczno - historyczna..)
Czas zacząć się uczyć.