czwartek, 29 września 2011

kura domowa?

Czasy się zmieniają, a ja chyba ani przez chwilę nie marzyłam o skończeniu studiów i siedzeniu w domu, gotowaniu, praniu, sprzątaniu. Lubię sprzątać, lubię prasować, lubię nawet w kuchni eksperymentować, ale nie do tego stopnia, żeby robić tylko to. tym bardziej, że pichcenie nie zawsze mi wychodzi. Np dzisiaj zrobiłam pizzę twardą jak skała :) Wina przepisu - był zbyt wymyślny - i mleko i czosnek do ciasta. Co nie zmienia faktu, że zjadłam ją sama. Chyba pęknę. Planowałam jeszcze się uczyć, ale chwilowo tak mi niedobrze, że najchętniej leżałabym plackiem. Gdziekolwiek.

środa, 28 września 2011

poniedziałek, 26 września 2011

zakupy, zakupy, zakupy

Niedługo będę bankrutem. Chyba powinnam się leczyć. Jestem zakupoholiczką. Chyba. A może po prostu typową kobietą? Chociaż czy typowa kobieta kupuje tyle, ile ja? Ciężko stwierdzić. Łupem padła długo poszukiwana i upragniona kurtka wczoraj w Top Secret. Dzisiaj też koszula. Nie jedna. A na celowniku buty. Już żałuję, że ich nie kupiłam, ale do jesieni (biorąc pod uwagę dzisiejszą pogodę w środku dnia, nie mówię o 6 stopniach o 6.45 na dworcu w Siepaczowie w niedzielę ) daleko. Odzień wierzchnich typu wiosenno-jesiennego mam miliony. Kurtka, której zostałam szczęśliwą posiadaczką, ma mi służyć za zimową. Czy zimę w niej wytrwam? Zagryzę zęby i może dam radę. Koszul wciąż mało. I zamiast nich kupuję masę innych rzeczy.. Na celowniku też komin, naszyjnik (Mój ulubiony zgubił się podczas zabaw na trampolinie pewnego pięknego majowego dnia na imprezie z okazji roczku sera, u Andersa.) i sukienka. Stałam się troszkę sukienkoholiczką. Kupuję je bez większych okazji. Bo mi się podobają. To dla mnie niepodobne. Tzn że kupuję sukienki, bez zbliżającej się okazji, typu wizja ślubu (i wielomiesięcznego poszukiwania partnera na nie).
Ale nie tylko zakupy w mojej głowie. Stwierdziłam wczoraj po raz kolejny, że nienawidzę być w centrum handlowym. I to na pewno nie w weekendy. Nienawidzę tłumów, przepychających się a i do tego często śmierdzących ludzi, kilometrowych kolejek do przymierzalni, jeszcze dłuższych do kas, tłoku, tłumu, ześwirowania ludzi. Pewnie dlatego w tej galerii (otwarta 2 lata temu? największa w wielkim mieście) byłam do tej pory 3 razy - raz na lodach, raz odwiedzić koleżankę i wczoraj. Nie prędko tam wrócę. :) Zresztą ja wchodzę do tych sklepów, w których mam upatrzone ciuchy i wiem po co do nich wchodzę. Takiego łażenia bez celu po sklepach nie mam w zwyczaju. Wyjątek stanowi H&M.
Nie o zakupach być miało. Miało być o miłym spotkaniu. Nastąpiło wczoraj. Z dawno niewidzianą koleżanką. Ostatni raz rok temu? Półtora? Na pewno przed moim wyjazdem. Miło było, tym bardziej, że fajnie wymienić się wrażeniami z pobytu za granicą. Pogadać o różnych kulturach, zwyczajach. I zjeść sushi po milionie lat niejedzenia.

piątek, 23 września 2011

męki, bóle i co ino

Od jakoś 15 boli mnie brzuch? Żołądek? W każdym razie tamte rejony.
Nie dolega mi poza tym nic.
Stres? Przed jutrem? Sama nie wiem.
Czy ja wytrzymam inaugurację + 5 zajęć?? Jezusie, studia dzienne są błogosławieństwem, mówię ja, po 4 latach. Nigdy nie sądziłam, że to powiem. Ale na samą myśl o zajęciach od 9 do 19.15 jakoś źle mi.. Bo jak to się ma w porównaniu do dziennych = wtorki 15-16.30, środy 8 -9.30? Nijak. Otóż to.
Przeżyję. Odeśpię kiedyś.
Podobno trzeba coś robić. Żeby nie zgłupieć. Kształcić się dopóki ma się siły i motywację.
Trochę się cieszę, trochę nie.

wtorek, 20 września 2011

jak poznałem waszą matkę

Jestem uzależniona od seriali. Nie od telewizji. To różnica. Oglądanie seriali on line daje mi prawo wyboru. Serialu, godziny. Telewizja niekoniecznie. 
Wybieram seriale, które coś wnoszą do mojego życia. Śmieszą. Są życiowe. Pełne ironii. Ukrytej mądrości. 
Jak poznałem waszą matkę jest zdecydowanie jednym z moich ulubionych- śmieszny, życiowy. Na dobre i złe chwile. 
W ścisłej trójce jest są też Hoży doktorzy (niestety stety obejrzałam wszystkie sezony, kolejne nie są planowane)  i Dexter. 
Czysta krew jest dość odrealniona, ale z pewnością trzyma w napięciu i to jest dużą zaletą.
Chirurdzy trochę z braku laku. Nie tak śmieszni, nie tak życiowi.  Troszkę nijacy.

znalezione niekradzione

Jak byłam mała, zgarniałam z podłogi, półki, szafki każdy grosz. Bo znalezione niekradzione.
Wieki nie znalazłam niczego. Do któregoś pięknego dnia teraz w wakacje. Znalazłam 50 zł. Dużo nie dużo, zainwestowałam. Dopiero później ktoś mi powiedział, że powinnam była pomnażać majątek i kupić Lotka lub cuś. Zamiast niepewnej wygranej w lotka, mam te oto piękne kosmetyczki:

niedziela, 18 września 2011

przewrotnie

Chyba tęskniłam. Tęsknie. Ale nie co dzień towarzyszy mi tego świadomość. Za miastem. Za niezależnością. Wyrwę się chociaż na parę dni. Choć bilety z Gdańska śmiesznie tanie - 4zł, max 19 w jedną stronę, to polecę ze stolicy. Za 2 lub 3 tyg. Czekam na odp znajomej i na poniedziałek. Ciesze się i już jest mi źle i smutno, że lecę na tak krótko. Od środy do niedzieli. Bo wydatek duży bez względu na to czy będę 4 czy 7 dni, no ale skoro mam tylko 2 zajęcia na uczelni, to głupio oba opuścić. Już myślę i planuję, co zobaczę i dokąd pójdę. Wyspy? Slottsskogen i łosie? Botaniska? Spacer po Eriksberg? Dokądś na afterwork- z kolejkami i Szwedami czy swojsko i mniej szwedzko? Kanelbulle na śniadanie? Co z donutsami? Francuska kawiarnia z Anną? Wystawa w muzeum czy szwedzki film? 4 dni, milion planów. Biletów nadal brak. Czy Anders będzie jeszcze w mieście? Co z Javierem i obiecana wódką? Piwo z Simonem? Marta, Tomek, Anna? 
Jezu, jak się cieszę!

sobota, 17 września 2011

ciężki przypadek

Ciężko dogodzić, sprostać oczekiwaniom, a przede wszystkim wizjom i wyobrażeniem wszystkiego i na każdy temat. Bo On wie najlepiej. I skoro on wie, że tak jest, to to jest święta prawda. Jest tak i tylko tak. Kłaniać się i modlić do Najmądrzejszego.
Chyba dlatego starałam się o tę pracę w Wielkim Mieście. By znów uzyskać cień niezależności. Swoje pieniądze. I widzieć Jego raz na tydzień parę godzin.
Chyba też dlatego (nie mówię, że tylko dlatego) tak łatwo mi pomyśleć o rzuceniu wszystkiego w cholerę jasną i przeniesieniu się do innego miasta. Chwilowo dość nierealne, bo przecież 'studia są najważniejsze, Ty wiesz, co ja myślę o pracy', ale jeszcze trochę. 
Rzucić wszystko w diabły, zostawić Siepaczowo za sobą i być szczęśliwą. Gdziekolwiek. 
Nie jestem zwyrodniałą córką, doceniam wszystko, co dla mnie zrobili, ile we mnie zainwestowali czasu, poświęcenia, uwagi, pieniędzy. Ale to wcale nie oznacza, że ja przez całe życie mam im się kłaniać w pas i robić, jak Oni sobie tego zażyczą. Jak On sobie tego zażyczy. Czy o to chodzi w byciu rodzicem? 

czwartek, 15 września 2011

Saltholmen

Dokładnie rok temu patrzyłam na to, spacerowałam tam. Było pięknie. Zaskoczył mnie/ nas deszcz. I to ulewny. Przemoczona do suchej nitki trzęsłam się w Bengansie- T. poszukiwał winyli, a było po drodze do domu.. Marudziłam, że się przeziębię, ale tak zaczęły się nasze mniejsze i większe wycieczki po wszystkich kątach miasta. Nie żałuję ani jednej. Żałuję jedynie, że niektóre miejsca zobaczyłam tak późno. Że nie miałam okazji wracać do nich tak często, jakbym chciała. 
Jeszcze wtedy nie wiedziałam, jaki czar kryją w sobie wyspy.Wyprawa na wyspy czekała do mroźnego styczniowego dnia.
Rany, jak pięknie jest wspominać. Tak bardzo chciałabym zachować te chwile niczym żywe w mojej głowie, by cieszyć nimi gorsze dni.

wrześniowe odkrycie

Odkryciem września staje się... Linnea Henriksson i jej piosenka:
http://www.youtube.com/watch?v=ZBAXCF9XQ8E

Będę jej słuchać w kółko. Przynajmniej dzisiaj. Czas start. 

środa, 14 września 2011

i po bólu

Okazało się, że rozmowa była całkiem ok. Trwała ok 20-30 min, w tym częściowo po angielsku. Nie omieszkałam wspomnieć, że żyłam, studiowałam, spędziłam odpowiednio pół roku w Niemczech i rok w Szwecji. Czymś muszę nadrobić brak doświadczenia, umiejętności w obsłudze programów Microsoftu. I niby stres mały, bo szanse, że rzucę wszystko i przeprowadzę się do tego Dużego Miasta są nikłe. Nie są w stanie zaoferować mi pracy na pół etatu, a ja chyba nie jestem w stanie zrezygnować ze studiów, tzn znów kombinować i prosić o indywidualny tryb nauczania. Mogłoby się to źle skończyć. Fakt faktem ostatni rok, a ja mam (o dziękuję Ci panie Erasmusie!!!) tylko 2 zajęcia w ciągu całego tygodnia, ale ale rzuciłabym się w wir pracy, zapominając o szkole, magisterce.. Zobaczymy. To był pierwszy etap rekrutacji. Przede mną jeszcze rozmowa w jęz. szwedzkim, rozmowa w jęz. niemieckim, a następnie rozmowa z managerem. A może powinnam spolszczyć i napisać menadżerem? Zobaczymy. Póki co jestem zdeterminowana, by znaleźć pracę w Siepaczowie na 1/2 etatu. Jakkolwiek się to wszystko skończy, to zdobywam doświadczenie i wiarę w swój angielski - podobno nie jest taki zły. ;)

sądny dzień

Może przesadziłam z tytułem posta, ale! coś jest na rzeczy. Dzisiaj o 15 zadzwoni Pani z innego Dużego Miasta w celu przeprowadzenia ze mną rozmowy kwalifikacyjnej... Potrwa ona ok 20-30 min. Jakaś jej część będzie sprawdzała mój angielski. Czuję, że będzie to moja porażka. I czuję, że źle zrobiłam nie informując Pani w mejlu lub podczas pierwszej rozmowy, że jestem studentką studiów dziennych (i podyplomowych!!!), że nie jestem z tego Dużego Miasta ani z drugiego Dużego Miasta, tylko z mojego Siepaczowa, że mój szwedzki nie jest biegły, że mój niemiecki nie jest biegły, że nie znam się na niczym, że nie mam doświadczenia. Nie wiem, czy ta rozmowa to dobry pomysł. Boję się.

wtorek, 13 września 2011

krótka i (nie tak) namiętna przygoda

Z sushi. Odkrycie i miłość długo dojrzewająca. Brakowało mi odwagi i towarzysza. Dopóki nie odkryłam smaku sushi i fakt, że nie potrzebuję towarzyszy, bo sushi można wziąć do domu. Miłość buchnęła żarem w Gbg, właściwie nieśmiało zaczęła się w Sztokholmie. Pokochałam.I skakałam pod niebiosa, gdy odkryłam w Siepaczowym hotelu sushi koreańskie w menu. Bo w Siepaczowie koreańska firma się otworzyła i Koreańczyków na pęczki. No i zjadłam raz. Jakieś 2 miesiące temu. Nie ma opcji take away, więc czekałam do dzisiaj, żeby sushi skonsumować po raz drugi. Złudne nadzieje. Menu koreańskie nieaktualne. Sushi już w Siepaczowie nie zjem. Bo gdzie?

mądrości

mądrości z Chirurgów:
wiedza jest lepsza niż domysły, przebudzenie jest lepsze niż sen i nawet największe niepowodzenie, nawet najgorszy, najbardziej nieodwracalny błąd  jest stokroć lepszy niż niepodjęcie decyzji

poniedziałek, 12 września 2011

grzybobranie

Dokładnie rok temu, 12. września 2010, w niedzielę, znalazłam w szwedzkim lesie taki oto okaz grzyba:
Przeglądam zdjęcia ze Szwecji. Chronologicznie. Jestem dopiero na początku września. Czyli mam do przejrzenia zdjęć z 9 czy 10 miesięcy mojego życia tam. Czuję, że potrwa to wieki. A ja nie mam tyle czasu. Zdaje się, że mój laptop też umrze do tego czasu.
Komu w drogę, temu czas!

Grey's Anatomy

Wkręciłam się w kolejny serialowy tasiemiec. Tym razem padło na Chirurgów. Przygryzam orzechy laskowe do tego. Ubaw po pachy. Wymarzony wieczór. Prawie. Wcale nie.

...

Ktoś (nikt przypadkowy i nie przez pomyłkę) kiedyś (dobre paręnaście miesięcy temu )zupełnie bez powodu (a może z rożnych powodów) wysłał mi smsa o takiej treśći:
"Okazuje się, że ani udany związek, ani rodzina nie gwarantują nam spokoju ducha, nie są w stanie poskromić dzikości serca. Jakkolwiek spełnieni byśmy się czuli, jakkolwiek oddani komuś byli, wciąż pozostajemy osobnymi istotami, kierowanymi przez indywidualne żądze i pragnienia, pełnymi tęsknoty." 
Postanowiłam tę myśl zapisać, żeby zapamiętać, żeby do niej wracać. 

niedziela, 11 września 2011

miłe łaskotanie

Brodkowy koncert udany. Po koncercie wybrałyśmy się do pewnego bardzo latino klubu. Mimo że ja nie mam na tyle dobrej koordynacji, by wykonywać milion ruchów na minutę, był to trafny wybór. Trafny, by podreperować zaniżony poziom pewności siebie. M. stwierdziła dzisiaj: 'miałaś branie!'. W pewnym stopniu. Ale ktoś kiedyś powiedział, że nie należy się rzucać na pierwszego lepszego tylko dlatego, że wykazał nami zainteresowanie. Potwierdzam. Dystansu!

sobota, 10 września 2011

!!!

Ta piosenka jest fenomenalna. Pod każdym względem. 

Piękna. 

W wersji na żywo: 
http://www.youtube.com/watch?v=cQHJuSZTjkE

co to była za noc!

Brodka nawet zza krat brzmi dobrze, a nawet świetnie. Charyzmą zaraża niczym śmiechem. Przeudany koncert.
A Pan, któremu tak bardzo spodobały się moje czerwone spodnie i któremu filmowo napisałam nr tel na ramieniu, mam nadzieję, że się odezwie. Nie mogę przestać myśleć, kim on jest. Fajne uczucie.

Droga do domu minęła szybko i przyjemnie. Brodka może nas do chórku wziąć, a chłopaki muszą przestać jeździć z tymi mapami.

Ale to był udany wieczór i noc! :))

czwartek, 8 września 2011

szał ciał

Brodkowy koncert jutro w Wielkim Mieście!
Pogoda krzyżuje moje plany ubraniowe. Moja musztardowa sukienka albo będzie czekać na lepszą pogodę albo będzie musiała zgodzić się z typowo jesiennymi dodatkami. 
Brodki już się nie mogę doczekać. Z tego, co się orientowałam, była w tym roku dwa razy w Wielkim Mieście w ramach trasy Granda, ale ja wtedy byłam na (nie tak) dalekiej Północy. I w końcu się doczekałam!
Juhu! Włączę teraz płytę w ramach rozgrzewki przedkoncertowej i przymierzę mój jutrzejszy strój. :)

środa, 7 września 2011

kroplą deszczu

Jesień zapukała dzisiaj do drzwi Siepaczowa. Nie wiem, jak w innych regionach Polski, ale tutaj zaczęło padać w nocy i jeśli ustaje, to tylko na chwilę. Jesiennie. Nawet bardzo. A dopiero przedwczoraj wzięłam moje kalosze z auta i włożyłam je do szafy. Niepotrzebnie.
A kroplą deszczu, bo to piosenka Gabriela Fleszara, który ni z gruszki, ni z pietruszki pojawił się w sobotnich castingach do The voice of Poland. Starszy, mężniejszy. Nie wiem, czy wciąż, czy teraz, ale był niezmiernie skromny. Mimo sukcesów odniesionych na początku stulecia. Skromność mi imponuje.
Kroplą deszczu.
http://www.youtube.com/watch?v=itMrhTp52BY

wtorek, 6 września 2011

komary

Znów jestem spuchnięta, opuchnięta i czerwona. Zachciało mi się jeziora. O komarach nie pomyślałam. Czerwone plamy na nogach znikną za parę dni. Na miksturę pt ocet z wodą się nie godzę, będę cuchnąć pewnie 4 miesiące tym octem. Zatem dziękuję i dzielnie przyodziewam długie spodnie. Załapałyśmy się na niedzielny zachód. :)

niedziela, 4 września 2011

zakochałam się

Zakochałam się. W tej pani. Znów. Jej głos. Jej muzyka. Uwielbiam!! Kolor włosów też. Do tego stopnia, że momentami żałuję, że zrezygnowałam z bycia rudzielcem na rzecz ombre hair.

Słuchać i rozkoszować się. Każdym dźwiękiem.

http://www.youtube.com/watch?v=am6rArVPip8

sobota, 3 września 2011

:/

Nienawidzę takich chwil, dni, kiedy pogoda jest idealna, ja mam milion pomysłów na spędzenie czasu: wino w lesie, wino na balkonie, wino gdziekolwiek, leżenie w lesie, na trawie, na łące, nad jeziorem, spacer, rower. A nie mam z kim tego czasu spędzić. Do dupy :/

porządki

Pisząc tytuł posta ' porządki' dopisać chciałam 'wiosenne'. Bo porządki takie duże robi się chyba wiosną. Nie zawsze. 
Mój mały czerwony burdelek zajmuje niewiele mebli. I nawet gdybym chciała zrobić przemeblowanie, to się nie da. Szafa zajmuje 1/4 pokoju. Na 3/4 długości ściany, kolejna 1/4 to półki na książki. Poza tym sofa i stolik. Kuniec. I w tej szafie wczoraj spędziłam właśnie długie godziny. Szafa bez dna. Drabina okazała się pomocna, moje kończyny górne nie są jednak na tyle długie, by zgarnąć resztki kurzu z całej górnej półki. Górna półka zajmowana jest od lat przez segregatory i wuchtę notatek. Dziękuję Ci Dąbrówko, dziękuję Ci klaso dwujęzyczna! Żal mi wyrzucić notatek  ton kser z geografii, historii, fizyki i matematyki. Bo są po niemiecku. Nigdy nie wiadomo. 4 segregatory z kserami z niemieckiego też są ważne i zawsze mogą się przydać.  Podobnie jak gramatyka porównawcza języków skandynawskich, sagi islandzkie, Wirtschaftsdeutsch, wiedza o Szwecji i wszystkie materiały na szwedzki. Muszą tam być. Dobrą miejscówkę od lat zajmuje także moja kolekcja kartek pocztowych zbieranych w czasach młodości. No przecież nie wyrzucę kolekcji kartek Anne Geddes! Karton z pokojowymi bibelotami- ramkami w niezliczonych ilościach, wzorach i kolorach, świeczkami, wazonikami.. 
Dzisiaj zajęłam się segregowaniem biżuterii. Zostają 'działy' z ciuchami. To wymaga czasu. I cierpliwości. Bo może jeszcze to kiedyś założę.. I co zrobić z tymi, których nie założę? Allegro? A miejsca w szafie brak. Przestawiać z kąta w kąt też nie chcę. W worki pakować i do piwnicy? To zupełnie nic z tym nie zrobię. Kurtki w jednej części szafy na wieszakach, bluzy, sukienki w drugiej, koszulki, koszule, bluzki w trzeciej. Swetry na półce. Miejsca brak! Na torebki też. 
Ciężkie życie leczącej się samozwańczej zakupoholiczki i wciąż młodej zbieraczki wszystkiego.  
Postanowiłam za to, że dzisiaj mój pokój będzie na cycuś glancuś. Będzie? Sama wątpię..

piątek, 2 września 2011

ulubione!

Jestem serożercą. Pleśniowy, smażony, żółty, z dziurami, bez dziur, biały, feta. Uwielbiam sery. I jem praktycznie codziennie kanapki z serem. Stety niestety mają milion kalorii. Ale kto liczy kalorie? Ważna jest uczta dla podniebienia. Tak jak ta dzisiejsza.

Dzisiaj w szale euforii pozwoliłam sobie na długodojrzewającą szynkę. Połączyłam ją z brie. A to wszystko na moim ulubionym ciemnym chlebku cebulowym. Do tego oliwki. Niebo w gębie!!



Serożerca pozdrawia!

dziwna?

Czy jestem dziwna tylko dlatego, że czytam książki (już tylko i wyłącznie) po szwedzku lub niemiecku? Tak założyłam sobie kilka lat temu, chyba wtedy, gdy zaczęłam studia i zorientowałam się, że będę czytać to, co mi każą, a niekoniecznie wszystko z tego będzie miłe i przyjemne i fajne.
Czy jestem dziwna tylko dlatego, że budzę się i biorę do ręki książkę z 4500 szwedzkimi idiomami i czytam je sobie na głos, a następnie zaznaczam te, które znam?
Czy jestem dziwna tylko dlatego, że codziennie dostaję listę 5 słówek niemieckich z ich wyjaśnieniem po niemiecku od mojego byłego ex? A słówka owe przepisuję i sobie czytam.

Pewnie jestem. Cóż, tak właśnie robię. Takie mam hobby. Jedni pieski, kotki, inni piłka, pływanie, wyszywanie, haftowanie, a ja? A ja nie.

czwartek, 1 września 2011

narcyz

Każdego dnia patrzę w lustro i stwierdzam, że znów fajne wyglądam. I patrzę w to lustro i we mnie samą jeszcze kilka razy i znów stwierdzam, że fajnie się ubrałam, że mam fajny styl. W końcu. Kupuję ubrania, które mi się podobają, nie wydaję na nie fortuny, nie kupuję za często, raczej  wyszukuję w mojej szafie bez dna ciuchy, których nie miałam wieki i wietrzę je. Mały dodatek, inna fryzura, kwiat w panterkę, trapery całoroczne za kostkę, torba w ręce, torba na ramieniu i .. jest jakoś zupełnie inaczej. Fajnie. Bawię się. Nie przejmuję się. Żadne szaleństwa na dużą skalę. Nie byłabym sobą. A i Siepaczowo by huczało. Ale ubieram to, co chcę, w czym czuję się dobrze, co mnie się podoba. Nie myślę, co powiedzą inni ani o tym, że nikt się tak nie ubiera. Odnalazłam siebie? A może przez to, że podobam się sama sobie, wyraża się to, że jestem szczęśliwa sama ze sobą, ze swoim życiem, sowimi decyzjami? Narcystycznie bardzo. Ale może tak trzeba? Lubić siebie. Nie patrzeć na innych, myśleć o sobie. Z umiarem. I wtedy jest ok?

smerfnie

Dzisiaj mija rocznica zdobycia przeze mnie prawka. Po stratowaniu krawężnika, zgubieniu kołpaka i parkowania w odległości 5 cm między innymi autami, zdobyłam prawo jazdy. 5 lat temu! Śmigam moim niebieskim pudełkiem po okolicy, ale dopiero wczoraj ruszyłam do Wielkiego Miasta. Babcia, gdyby się dowiedziała, odmawiałaby Zdrowaśki przez pół wieczoru. Dlatego nie wiedziała. Cel wyprawy: SMERFY! :)

51 zaoferowało nam seans o 20 w wersji 3D. :) Z Nachos w jednej ręce i Colą w drugiej. Milion kalorii i kupa śmiechu. Zabawnie, lekko, odprężająco, ale nie odmóżdżająco. :)

W H&Mowym raju łupem padło to oto cudeńko. Najsmerfniejsze ze smerfnych! :)

tył z guziczkami 
Reasumując- smerfna wyprawa! :))