wtorek, 28 lutego 2012

kiedyś - teraz

Wydaje mi się, że ciężki i trudny okres, który pojawił się jakby znikąd jakiś czas temu, minął równie szybko jak się pojawił. Może to była jesienno-zimowa depresja? Nie wiem, ale cieszę się, że jest ok. Że chyba znów jestem szczęśliwa. Sama ze sobą. Ale o szczęściu ciii! Lepiej nie zapeszyć!

PS Bar-a-boo! Fajne miejsce. Wracam do starej zasady, tej, którą może ja, może T, wymyśliłam/ wymyślił - chodzić do różnych róznistych kawiarni/ pubów (W Wielkim Mieście chodzę właściwie tylko do kawiarni, puby odpadają, bo puby to piwo, a skoro ja mam romans z PKP to godzina np 11.30 nie wydaje mi się odpowiednia na picie piwa, nieważne jak dobro ono by nie było. No i o podwózki z dworca do domu dbam sama.) Każda taką wizytę dokumentuję moim Nikonem (który dzisiaj został obdarowany fuksjowym pokrowcem) i z A śmiejemy się, że gdyby ktoś oglądał te zdjęcia, to mógłby stwierdzić, że jeździmy do Dużego Miasta tylko po to, żeby zjeść śniadanie i wypić kawę (co kojarzy mi się jakoś wielkomiejsko i nie w moim stylu, mam na myśli to picie kawy i jedzenie śniadań na mieście, a jednak polubiłam taką wielkomiejską modę) :D Dzisiaj tak było. Do załatwienia miałam niewiele, a w bar-a-boo posiedziałyśmy pewnie dwa razy dłużej niż trwały moje wszystkie pozostałe sprawy do załatwienia ;))

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz