wtorek, 13 września 2011

krótka i (nie tak) namiętna przygoda

Z sushi. Odkrycie i miłość długo dojrzewająca. Brakowało mi odwagi i towarzysza. Dopóki nie odkryłam smaku sushi i fakt, że nie potrzebuję towarzyszy, bo sushi można wziąć do domu. Miłość buchnęła żarem w Gbg, właściwie nieśmiało zaczęła się w Sztokholmie. Pokochałam.I skakałam pod niebiosa, gdy odkryłam w Siepaczowym hotelu sushi koreańskie w menu. Bo w Siepaczowie koreańska firma się otworzyła i Koreańczyków na pęczki. No i zjadłam raz. Jakieś 2 miesiące temu. Nie ma opcji take away, więc czekałam do dzisiaj, żeby sushi skonsumować po raz drugi. Złudne nadzieje. Menu koreańskie nieaktualne. Sushi już w Siepaczowie nie zjem. Bo gdzie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz