środa, 14 września 2011

i po bólu

Okazało się, że rozmowa była całkiem ok. Trwała ok 20-30 min, w tym częściowo po angielsku. Nie omieszkałam wspomnieć, że żyłam, studiowałam, spędziłam odpowiednio pół roku w Niemczech i rok w Szwecji. Czymś muszę nadrobić brak doświadczenia, umiejętności w obsłudze programów Microsoftu. I niby stres mały, bo szanse, że rzucę wszystko i przeprowadzę się do tego Dużego Miasta są nikłe. Nie są w stanie zaoferować mi pracy na pół etatu, a ja chyba nie jestem w stanie zrezygnować ze studiów, tzn znów kombinować i prosić o indywidualny tryb nauczania. Mogłoby się to źle skończyć. Fakt faktem ostatni rok, a ja mam (o dziękuję Ci panie Erasmusie!!!) tylko 2 zajęcia w ciągu całego tygodnia, ale ale rzuciłabym się w wir pracy, zapominając o szkole, magisterce.. Zobaczymy. To był pierwszy etap rekrutacji. Przede mną jeszcze rozmowa w jęz. szwedzkim, rozmowa w jęz. niemieckim, a następnie rozmowa z managerem. A może powinnam spolszczyć i napisać menadżerem? Zobaczymy. Póki co jestem zdeterminowana, by znaleźć pracę w Siepaczowie na 1/2 etatu. Jakkolwiek się to wszystko skończy, to zdobywam doświadczenie i wiarę w swój angielski - podobno nie jest taki zły. ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz