O ile ten rok do tej pory był pasmem porażek, to ten weekend był wyjątkowo udany.
Piątkowa, no chyba mogę to stwierdzić, randka.
Sobotnie spotkanie po latach (!) z koleżanką, którą ,podobnie jak moją randkę, poznałam jeszcze w lo.
Odnowione kino studyjne i film, który nijak nie pasował do klimatu wnętrza, amerykańska komedia. Rozbawiła mnie.
I niedziela z książką, dosłownie. Czytałam tak długo, aż przeczytałam całą.
Liza Marklund + 'Gömda'.
Brakowało mi takiego normalnego życia.
I kontaktu z ludźmi.
Jakkolwiek głupio to brzmi.
Nie brzmi głupio, czasem brak kontaktu z ludzmi działa depresyjnie. Mam podobnie, że kiedy spotkam sie tak na luzie ze starymi znajomymi to naładuje akumulatory na maxa;) A randka sama przez siebie jest pozytywna;)
OdpowiedzUsuń