niedziela, 29 lipca 2012

po sąsiedzku

A. znam najdłużej.
Od zawsze.
Od dzieciństwa.
I choć nasze relacje wyglądały bardzo różnie w ciągu wszystkich tych lat, to jest jedną z niewielu osób, która zna mnie, moją rodzinę, właściwie wszystko.
I odwrotnie.
Ja wiem wszystko o jej młodzieńczych latach - rozwodzie rodziców, narodzinach przyrodniej siostry.
I to daje poczucie bezpieczeństwa.
Bo nie muszę się tłumaczyć.
Nie muszę wyjaśniać niektórych rzeczy.
I odwrotnie.
Znam jej relację z mamą, jej nowymi partnerami, wszystkie perypetie życiowe.
To jest bardzo wygodne.
Pewnego rodzaju otwartość i szczerość bez słów.
Podobny stan osiągnęłam z K., która jest dla mnie trochę starszą siostrą a trochę mamą.
I, o dziwo, z M, którą znam przecież stosunkowo krótko. Może 4-5 lat.
Ale fakt, że dziewczyny znają nie tylko mnie, ale też moją rodzinę, daje pewnego rodzaju zrozumienie bez słów, szczerość relacji.
I choć uważam, że z J. mam świetny kontakt i rozumie mnie bardzo dobrze, to są tematy, których z nią nie poruszam, bo po prostu nie zna mojej rodziny, a co się z tym wiąże pewnych naszych tutaj problemów, codziennych spraw.

Wracając do A - spotykamy się z roku na rok coraz rzadziej.
Ale nie ma barier.
Są rozmowy o wszystkim.
Wczoraj, mimo końcówki lipca, pierwsze spotkanie w tym roku.
Do 2 w nocy.
Dzięki Bogu, że była u mamy w odwiedzinach, dom obok, bo jednak samotny spacer w ulewie i blasku błyskawic i siatką pełną piw, nie byłby aż tak przyjemny, jak ten wczorajszo-dzisiejszy.

4 komentarze:

  1. Odpowiedzi
    1. To już wiesz. :) Kurde, ciężko w tych czasach o taką przyjaźń.

      Usuń
    2. jestem ostrożna i nie używam pojęcia 'przyjaźń' i właściwie nie wiem czy te relacje są przyjacielskie, ale są na pewno wygodne - w tym sensie, że dorastałam z tymi dziewczynami i znając moją rodzinę rozumieją lepiej pewne zachowania czy sytuacje.

      Usuń