środa, 11 kwietnia 2012

prawda

Prawda ma to do siebie, że do mnie dociera wolno.
Albo że to ja dopuszczam do siebie tylko jej minimum.
Spotkałam się z koleżankami. 
Babskie popołudnie/wieczór w naszej ulubionej kawiarence. 
I tu newsy, które mnie cieszą ogromnie. 
Jedna koleżanka, mężatka od 1,5 roku, spodziewa się chłopczyka 19 lipca.
Do drugiej koleżanki właśnie wprowadził się jej chłopak (a mój kuzyn).
Trzecia koleżanka, już też mężatka, od 7 tygodni w ciąży.
Cieszę się widząc ich szczęście. Bo to szczęście promienieje.
Z drugiej strony czuję takie uderzenie młotem 50kg w łeb. 
Halo, to są moje rówieśniczki.
I ja. Bez dziecka w drodze, bez męża, bez chłopaka.
Przytłaczające są takie newsy. 
Bo sprawiają, że czuję się, jakby coś ze mną było nie tak.
Jakby wszyscy szli dalej, a ja stała w miejscu.

2 komentarze:

  1. Skąd ja to znam;/ Ciszymy się szczęściem, a zarazem to taki "gwóźdź do trumny". Kokocha powiem Ci tylko tyle, że nie jesteś jedyna, jest nas dwie;) Pozdrawiam i liczę, że los w końcu będzie sprzyjał;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Czasem szczęście innych najzwyczajniej w świecie nas smuci.
    I to nie to, żebyśmy się nie cieszyli. Po prostu to smutne. Że my nie.

    OdpowiedzUsuń