czwartek, 1 września 2011

narcyz

Każdego dnia patrzę w lustro i stwierdzam, że znów fajne wyglądam. I patrzę w to lustro i we mnie samą jeszcze kilka razy i znów stwierdzam, że fajnie się ubrałam, że mam fajny styl. W końcu. Kupuję ubrania, które mi się podobają, nie wydaję na nie fortuny, nie kupuję za często, raczej  wyszukuję w mojej szafie bez dna ciuchy, których nie miałam wieki i wietrzę je. Mały dodatek, inna fryzura, kwiat w panterkę, trapery całoroczne za kostkę, torba w ręce, torba na ramieniu i .. jest jakoś zupełnie inaczej. Fajnie. Bawię się. Nie przejmuję się. Żadne szaleństwa na dużą skalę. Nie byłabym sobą. A i Siepaczowo by huczało. Ale ubieram to, co chcę, w czym czuję się dobrze, co mnie się podoba. Nie myślę, co powiedzą inni ani o tym, że nikt się tak nie ubiera. Odnalazłam siebie? A może przez to, że podobam się sama sobie, wyraża się to, że jestem szczęśliwa sama ze sobą, ze swoim życiem, sowimi decyzjami? Narcystycznie bardzo. Ale może tak trzeba? Lubić siebie. Nie patrzeć na innych, myśleć o sobie. Z umiarem. I wtedy jest ok?

2 komentarze: