7-tygodniowa J obchodziła dzisiaj swoje pierwsze imieniny. Był tort, było ciasto, były lody. Byli dziadkowie i prababcia, ciotki i wujkowie, kuzynka. Miłe i sympatyczne spotkanie, przy którym sama zainteresowana ulokowała się tyłkiem do gości - zostało wybaczone ;)
I tak jak ktoś mi powiedział w ostatnim czasie, że upływ czasu obserwuje się na dzieciach. I widzę uciekające tygodnie po J.
Na demotywatorach znalazłam trafne słowa.
Dwa linki poniżej:
Nie byłam w Polsce 10 miesięcy. 10 miesięcy, które wydają się w tej chwili być tak nieprawdopodobne, tak odległy, zupełnie, jakbym nie ja je przeżyła, jakby to były miesiące z czyjegoś, ale nie mojego życia. I przekonałam się, kto chciał i utrzymywał ze mną kontakt - w gruncie rzeczy są to osoby, które praktycznie znam najdłużej, jeszcze z podstawówki, czy nawet zerówki, czyli jakieś 16lat..Gimnazjum. Wychodzę z założenia, że lepiej posiadać kilku a sprawdzonych niż masę pseudo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz